Mój angielski dzisiaj – jaki jest mój poziom, jakie mam cele językowe, co robię, aby ćwiczyć angielski teraz?

ćwiczyć angielski

Jak ćwiczyć angielski, kiedy już nie uczysz się go w szkole ani na kursie?

Kiedy uczymy się języka w szkole, na uczelni, czy na kursie, wówczas łatwiej jest pracować nad swoim angielskim. Łatwiej o tyle, że ktoś dba o to, czego masz się uczyć (chociaż niekoniecznie jak, ale to całkiem inna historia…). Kiedy kończysz sformalizowaną naukę języka, wówczas często zaczynają się trudności. Jak ćwiczyć angielski samemu? Skąd brać materiały? Jak nie zmarnować dotychczasowej pracy nad szlifowaniem swoich umiejętności?

Na początek polecam moje poprzednie wpisy dotyczące tego, jak ćwiczyć angielski samodzielnie, w domu:

Dzisiaj z kolei, opowiem Wam o tym, co ja sama robię obecnie, aby ćwiczyć angielski. Mam nadzieję, że podpatrzycie tu coś dla siebie!

Jakie są moje cele językowe?

Dlaczego cele są ważne w tym kontekście?

To jest kluczowa kwestia, jeśli zamierzacie podejrzeć tu sposoby na własną naukę angielskiego. W zależności od tego, czy uczycie się do egzaminu, czy pod wyjazd zagranicę, czy dla własnej satysfakcji, czy żeby rozmawiać z irlandzkim mężem przyjaciółki – metody nauki powinny być inne. Jeśli chcę przede wszystkim mówić, to ucząc się angielskiego powinnam… MÓWIĆ! Jeśli na co dzień muszę pisać (np. maile do anglojęzycznych klientów albo artykuły, bo jestem copywriterem), to muszę PISAĆ.

Wiem, że dla wielu osób deklarowanym celem jest zwykle właśnie mówienie, ale za tym kryją się naprawdę bardzo różne potrzeby i cele.

Nawet jeśli tak jest, że chcesz przede wszystkim mówić po angielsku, to nadal, ważne jest, aby doprecyzować kiedy, z kim, o czym? Zupełnie czym innym jest rozmowa o chlebie z panią w spożywczaku, a zupełnie czym innym negocjacje z klientem, któremu chcemy sprzedać nasze innowacyjne rozwiązania IT. Dlatego właśnie przefiltrujcie moje sposoby na to, jak ćwiczyć angielski przez to, czego Wy sami aktualnie potrzebujecie. 

Moje cele językowe na teraz

W tej chwili najbardziej zależy mi na podtrzymywaniu i szlifowaniu dwóch umiejętności:

  • pisanie, w szczególności tekstów akademickich (artykuły naukowe, rozdziały do monografii, artykuły popularno-naukowe)
  • mówienie w sytuacjach nieformalnych

Pisanie po angielsku

Jestem pracownikiem naukowym, więc cel pierwszy jest dość oczywisty. W nauce jest tak, że jeśli chcesz, aby Twoje wyniki badań docierały do szerokiej grupy odbiorców, to musisz pisać po angielsku. Jeśli chcesz oprzeć swoje wnioski o najnowsze badania – musisz czytać anglojęzyczną literaturę. Nie ucieknie się od tego, nauka odbywa się przede wszystkim po angielsku.

Niestety, realia wyglądają tak, że w wielu czasopismach odrzuca się teksty, które nie są napisane bardzo dobrym angielskim. Nie wystarczy poprawność językowa, konieczna jest naturalność w używaniu języka, zbliżona do osób posługujących się angielskim jako językiem ojczystym. Co gorsza, często redaktorzy widząc obco brzmiące nazwisko, z góry zakładają, że nie jesteś native i proponują (płatną, of course) korektę językową, często nawet blokując w ten sposób publikację. Czyli wniosek jest prosty – chcesz publikować w dobrych czasopismach, musisz brzmieć jak native, albo być bardzo blisko.

Mówienie po angielsku

W przypadku mówienia, mnie zależy przede wszystkim na swobodnych konwersacjach na nieformalne tematy. Nie mam absolutnie żadnego problemu z wystąpieniami czy prezentacjami po angielsku, nawet naukowymi. Znam słownictwo, wiem jak konstruować takie prezentacje, aby były dobrze przyjęte. To, co natomiast jest dla mnie zawsze kłopotem, to small talki, zwyczajne ludzkie rozmowy po angielsku.

W mojej ocenie przyczyny są trzy.

Po pierwsze, przez długi czas miałam problemy z rozumieniem ze słuchu. Mocno pracowałam nad tym, aby poprawić tę umiejętność, bo naprawdę odbierało mi to swobodę porozumiewania się po angielsku. I mimo, że miałam zdany certyfikat językowy na poziomie C2, to zawsze wiedziałam, że to moje słuchanie to ledwo B1, ale o poziomach jeszcze za chwilkę Wam napiszę. W każdym razie, rozumienie ze słuchu było ważnym elementem mojej codziennej nauki angielskiego.

Po drugie, słownictwo. I tutaj oczywiście wstyd się przyznać, ale zaniedbałam uczenie się słówek. A jeśli się ich nie powtarza, nie rozbudowuje zasobu słownictwa, to niestety, tych słów jest w prywatnym słowniku coraz mniej. I to przeszkadza w szczególności właśnie w swobodnych rozmowach. Bo na prezentację mogę się przygotować, sprawdzić słówka, wiem, czego będą dotyczyć dyskusje. Natomiast w przypadku swobodnych rozmów, już niestety tak się nie da. Nie wyobrażam sobie powiedzieć rozmówcy “ej, o tym nie gadajmy, zmieńmy temat, bo na ten nie mam słówek”.

Co więcej, dobre, precyzyjne słownictwo jest niezbędne do dynamicznego, ciekawego opowiadania historii, żartowania. Ciężko opowiedzieć dobry dowcip posługując się sztampowym słownictwem – dobry/zły, miły/niemiły itd. Nie ma wtedy tej dynamiki, akcji, to jest po prostu… nudne.

(A przy okazji, już kiedyś pisałam Wam o korzyściach z uczenia się precyzyjnego słownictwa! Sprawdźcie!)

A po trzecie, nie mam w tej chwili zbyt wielu okazji do praktyki. Rzeczywiście, mało mówię po angielsku. To nawet nie wymaga tłumaczenia, jeśli chodzisz na siłownię raz na miesiąc, to nawet za sto lat nie dorobisz się kaloryfera. Jeśli mówisz po angielsku raz na miesiąc, to nawet tysiąc lat nie będziesz w tym dobry. Kropka.

Jaki jest mój aktualny poziom angielskiego?

I to jest drugie ważne pytanie, kiedy mówimy o tym, jak ćwiczyć angielski na co dzień. Nie wszystkie metody sprawdzają się na wszystkich poziomach językowych. Z ciekawości zrobiłam przed chwilą testy poziomujące (pisałam Wam o sposobach na określenie swojego poziomu języka we wcześniejszym wpisie), aby sprawdzić, gdzie w tej chwili jestem. Testy gramatyczne pokazują C1, test na rozumienie ze słuchu C2 (z czego jestem szczególnie dumna zważywszy na to, o czym pisałam Wam wyżej). To jest zaawansowany poziom, na tyle, że czuję się swobodnie posługując się angielskim, nie mam żadnych barier, aby pisać, czytać, rozmawiać, o niuansach gramatycznych mogę mówić w nocy o północy. Natomiast wiem, że ten angielski nie jest taki, jak kiedyś.

Wiem też, że jeśli nie będę o niego dbać, to będzie coraz gorszy.

Co robię, aby ćwiczyć angielski?

Cel: pisanie

  1. Czytam po angielsku i zapisuję przydatne zwroty do wykorzystania

Staram się dużo czytać artykułów naukowych (jeśli też jesteście takimi zainteresowani, to zaprzyjaźnijcie się z Google Scholar!), ale, powtarzam to do znudzenia, samo czytanie nie wystarcza do tego, aby Wasz angielski się poprawiał. Konieczny jest świadomie włożony wysiłek w pracę z tekstem, aby przynosiło to maksymalne efekty. Dlatego czytając teksty po angielsku, zaznaczam ciekawe zwroty, słówka do sprawdzenia, zapisuję je na fiszkach, aby potem móc je wykorzystać w swoich tekstach. Zwracam uwagę na konstrukcję zdań, sprawdzam, dlaczego w danym fragmencie wykorzystano taką konstrukcję, a nie inną. Czyli de facto, tekst czytam w dwójnasób – po pierwsze, aby zrozumieć treść, a po drugie, aby przeanalizować sposób pisania.

2. Korzystam z LanguageTool

LanguageTool to bardzo proste narzędzie do analizy tekstów. Wklejamy nasz tekst do analizatora i po chwili otrzymujemy wskazówki, jak ten tekst poprawić, aby był łatwiejszy do zrozumienia, czytelniejszy.

Dla ciekawych, jest też polski odpowiednik tego narzędzia – Jasnopis, opracowany na Uniwersytecie SWPS.

3. Korzystam z licznych słowników

Tutaj odsyłam do starego wpisu o słownikach, bo wciąż przede wszystkim korzystam z tych trzech, o których pisałam wtedy. Teraz często korzystam ze słowników wyrazów bliskoznacznych (czyli thesaurusów, jak np. ten).

4. Robię kursy pisania

Uwielbiam epokę wolnego dostępu do nieograniczonej ilości wiedzy, dzięki kursom online (MOOC – Massive Open Online Courses), a od przeglądu lekcji na Coursera zaczynam niemal każdy dzień. Jeśli chodzi o pisanie, to robiłam dwa kursy – jeden stricte akademicki Writing in the sciences opracowany przez Stanford oraz pisanie dla dzieci Writing for young readers – opening the treasure chest – świetna zabawa i praktyka! Zwłaszcza, dzięki opcji peer review, czyli wzajemnemu sprawdzaniu swoich prac przez uczestników kursów. Bardzo rozwijające!

Cel: mówienie

1. Uczę się słówek z fiszkami

Nieustająco polecam fiszki od Edgarda, ale też nic nie stoi na przeszkodzie, aby robić swoje własne na podstawie słówek i zwrotów, które znajdziecie w książkach, które czytacie, czy serialach, które oglądacie. Ja uczę się akurat w samochodzie – dojeżdżam do pracy w tej chwili około 40 minut, co daje mi prawie 1,5 godziny dziennie. W jedną stronę, powtarzam słówka z fiszek, a w drodze powrotnej…

2. Mówię do siebie w podróży do pracy

…no właśnie, w drodze powrotnej do siebie gadam. A robię to właśnie podczas podróży samochodem, bo wtedy jestem sama, nikt mnie nie słyszy, a ludzie myślą, że rozmawiam przez telefon, więc nie jest mi głupio. W domu nie zawsze mam warunki – kiedy domownicy chcą odpocząć, czy obejrzeć film, to nie chcę wtedy im przeszkadzać gadaniem do siebie. A poza tym, to jest zwyczajnie często krępujące 😉 Dlatego opcja robienia tego w aucie jest dla mnie doskonałym rozwiązaniem.

Co ważne, zawsze mam pod ręką telefon, żeby nagrać sobie na dyktafon słówka, których mi brakowało i które sobie potem sprawdzam w słowniku. Dodatkowo, warto spisać sobie wcześniej tematy “do obgadania”, żeby potem nie myśleć pół drogi, o czym by tu sobie poopowiadać. Przykładowo, możecie na początek skorzystać z gotowych tematów do konwersacji na lekcjach językowych, których jest cała masa w internecie (na przykład tu).

3. Oglądam seriale bez napisów (rozumienie ze słuchu!)

Tak, jak pisałam Wam wyżej, rozumienie ze słuchu to była moja pięta achillesowa. Tutaj z czystym sumieniem mogę Wam podpowiedzieć kilka bardzo skutecznych metod pracy – transkrypcje, powtarzanie za nagraniem, czy właśnie oglądanie ulubionych seriali bez lektora i BEZ NAPISÓW. Słuchajcie, korzystanie z napisów tylko “na wszelki wypadek”, to jest samooszukiwanie się. Wzrok sam, automatycznie kieruje się do napisów i Wasz umysł wcale nie próbuje sam słuchać. Jeśli macie problemy ze zrozumieniem, to zacznijcie od tych seriali, które dobrze znacie i które już widzieliście po polsku (ja na przykład katuję stare odcinki Przyjaciół). O innych metodach na rozumienie filmów pisałam Wam już kiedyś.

4. Odwiedzam anglojęzyczne kluby Toastmasters

I to robię zdecydowanie za rzadko i mam mocne postawienie poprawy. Kluby Toastmasters, to kluby zrzeszające osoby zainteresowane rozwojem umiejętności liderskich i przemawiania publicznego. Zatem oczywiste jest to, że tam się MÓWI! I jest to o tyle lepsze niż tradycyjne konwersacje, bo dokładnie trafia w mój cel – ćwiczenie się w swobodnych rozmowach po angielsku. Sprzyjają temu przerwy, duża liczba obcokrajowców w takich klubach, wzajemne ewaluacje, aftery…

Kluby Toastmasters są niemal w każdym większym mieście w Polsce. W Łodzi, mamy 3 otwarte kluby anglojęzyczne, na których spotkania serdecznie Was zapraszam (bezpłatnie!).

Tyle ode mnie! Ciekawa jestem, jak wygląda w tej chwili Wasza nauka angielskiego w domu? Jak Wy dbacie o to, aby Wasz angielski się nie przykurzył? Dajcie znać w komentarzach!
Lubisz? Udostępnij:
RSS
Facebook
Google+
http://englishake.pl/2019/06/14/jak-cwiczyc-angielski/
Twitter