Czy warto się uczyć slangu?

slang po angielsku

Wielu osobom wydaje się, że slang po angielsku, to a) jakaś wiedza magiczna, którą posiadają tylko nieliczni, albo b) warunek konieczny do dogadania się „na ulicy”. Bez względu na to, w jakim wieku byli moi uczniowie, prędzej czy później wychodziła kwestia “naucz mnie slangu po angielsku”… No i zaczynały się schody 😛 Bo okazuje się, że temat jest bardziej złożony, niż mogłoby się wydawać. Chociażby dlatego, że tylko w ⅓ przypadków, uczniom rzeczywiście chodziło o slang… 

Zacznijmy od początku i umówmy się na wspólną terminologię. Z doświadczenia wiem, że uczniom, którzy pytali o slang chodziło albo a) slang, b) wulgaryzmy albo ewentualnie c) język potocznyI dopiero wiedząc, o co dokładnie chodzi, jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy warto się tego uczyć (a jeśli tak, to po co). Omówmy sobie zatem każdą z tych kategorii po kolei…

Slang po angielsku

Slang, to zgodnie z definicją słownika języka polskiego potoczna odmiana języka używana przez jakąś grupę zawodową lub środowiskową. Czyli slang dotyczy zazwyczaj jakiejś konkretnej grupy czy subkultury, np. związanej z danym gatunkiem muzycznym czy danym środowiskiem zawodowym. Czyli możemy, na przykład, mówić o slangu hip-hopowo-raperskim (Nicki Minaj, Lil Wayne… ich tekstów nie zrozumie przeciętny śmiertelnik), wojskowym, siłownianym czy po prostu młodzieżowym. Zatem slang, to nie to samo, co język potoczny. Slang dotyczy zazwyczaj jakiejś konkretnej grupy, konkretnego środowiska, które używa danego języka. 

Czy warto uczyć się slangu?

Warto uczyć się wszystkiego 😛 Ale jeśli miałoby to się odbywać kosztem nauki gramatyki czy słówek, to nie ma to najmniejszego sensu. A wierzcie mi, czasem uczniowie mający problemy z to be dopominali się o slang, bo przecież to, czego się uczy w szkole, to jakieś sztywne dyrdymały i ulica tak nie mówi. Tak.

Ze slangiem to jest tak, jakbyście chcieli gościa z zagranicy uczyć np. języka siłowni (siemandero, mordeczko, jak tam masa?), a olali lekcję z przedstawianiem się i podstawowymi czasownikami. Niby można, ale jednak uczenie się slangu jako takiego nie za bardzo ma sens.  To jest zazwyczaj język, który łapie się właśnie poprzez przebywanie z ludźmi, którzy nim się posługują. Po co Wam slangowe zwroty Bronxu, jeśli na co dzień po angielsku komunikujecie się głównie z managerami u siebie w pracy? Jeśli będziecie potrafili się normalnie, poprawnie dogadać zwykłym angielskim, to i slang, jak będzie potrzebny, to zrozumiecie. No to jest tak, jakbym postanowiła, że siądę i nauczę się slangu współczesnej młodzieży [bo, wiecie, jeszcze mam kawałek do trzydziestki, więc w moim przekonaniu w zupełności zasługiwałam na tytułowanie się młodzieżą, do czasu, gdy się okazało, że nie rozumiem 16-17-latków, gdy są w swoim gronie]. Oczywiście, mogę to zrobić, tylko po co? Jak przyjdzie co do czego, to bez znajomości slangu nie zginę, a bez znajomości podstawowych słów i zwrotów może być mi ciężko się dogadać. Dlatego nie zniechęcam, ale uspokajam, że bez znajomości slangu i tak macie szanse się dogadać:)

Wulgaryzmy

Tego chyba nie muszę tłumaczyć, wszyscy wiemy, o co chodzi. Popularnym mitem w tym temacie jest przekonanie, że polski to taki kwiecisty pod tym względem i bogaty, a angielski, to ma tylko fucka i nic więcej. A pfffff…. Słowo nie musi samo w sobie być wulgarne, żeby miało wulgarne znaczenie! Kwestia kontekstu, skojarzenia, zestawienia słów…W języku polskim też tak naprawdę wulgaryzmów mamy parę, używamy powszechnie ze dwóch, a cała reszta wulgarności treści wynika właśnie z kontekstu czy sytuacji. Można użyć bardzo ładnych słów w bardzo brzydkim zestawieniu i efekt będzie gorszy, niż gdybyśmy użyli samych wulgaryzmów. Zresztą, co ja Was tu edukuję, przejdźmy do kwestii zasadniczej, czyli…

Czy warto uczyć się wulgaryzmów po angielsku?

I znów. Jeśli znacie już pierdyliard słówek, w nocy o północy tłumaczycie Szekspira, słownictwo z zakresu fizyki jądrowej macie w małym palcu i wiecie, jak po angielsku jest wilkowór tasmański, no to może i można wziąć się za wulgaryzmy. Tylko po co? Często jako argument w tym przypadku słyszałam, że w filmach często są wulgaryzmy. No tak. Tylko ile znacie takich filmów, które chcielibyście obejrzeć w oryginale po angielsku, a w których wulgaryzmy dominują w dialogach? Nawet jeśli akurat na takie właśnie filmy się zasadzacie, to myślę, że fabuła będzie na tyle nieskomplikowana, że i bez rozróżniania drobnych niuansów znaczeniowych w poszczególnych wiązankach (ktoś jeszcze używa tego sformułowania?:P) zrozumiecie, o co chodzi. Dlatego dokładnie tak samo, jak w przypadku slangu – nie mówię, że macie się tego nie uczyć (bo jednak każda nauka to jakiś rozwój), ale nie martwcie się tym, że nie znacie brzydkich słów po angielsku. Na 99% nie znajdziecie się nigdy w sytuacji, w której brak znajomości jakiegoś przekleństwa ściągnie na Was zagrożenie zdrowia, życia, czy nawet utraty honoru. 

Język potoczny

I tu dochodzimy do sedna, czyli do języka potocznego. Codziennego, zwykłego, używanego przez śmiertelników, w filmach, książkach, na ulicy. I tu Was zaskoczę, ale to, czego uczycie się na lekcjach angielskiego, to też jest często język potoczny! Chociażby phrasal verbs używane są z zasady w nieformalnych sytuacjach, w przeciwieństwie do ich bardziej formalnych odpowiedników (np. talk about i bardziej formalne discuss, albo ask about i bardziej oficjalne inquire). Podobnie niektóre idiomy! We wniosku czy oficjalnym piśmie raczej nie napiszecie, że ktoś kopnął w kalendarz (kicked the bucket), co nie? Więc nie martwcie się, ucząc się angielskiego na co dzień, z pewnością uczycie się wielu zwrotów z języka potocznego, nawet o tym nie wiedząc… Zatem pewnie już wiecie…

Czy warto uczyć się języka potocznego?

Warto, a nawet trzeba. Językiem formalnym posługujemy się zazwyczaj głównie w pismach, oficjalnych mailach czy na spotkaniach na szczycie. Na co dzień używamy języka potocznego. Dlatego warto przyłożyć się do idiomów, kolokacji, phrasali, czy choćby przysłów i powiedzonek. To rzeczywiście będzie się pojawiać w języku ulicy, czy filmach. Więc w tym przypadku zachęcam, a nawet namawiam do przyłożenia się do nauki!

Dobra, wiecie już, że warto znać język potoczny. Ale jak się go uczyć? Trzy najprostsze i najbardziej oczywiste sposoby:

  1. Dużo czytać, zwłaszcza gazet czy artykułów w internecie dotyczących bieżących wydarzeń. Książki też z pewnością wzbogacają słownictwo, ale jeśli chodzi o język potoczny, codzienny, kolokwializmy, odniesienia kulturowe w języku, to bieżące newsy będą do tego najlepszym źródłem.
  2. Dużo oglądać i słuchać – polecam filmiki na YouTube albo wiadomości
  3. Znaleźć sobie anglojęzycznego partnera do pogadania – z pewnością będzie do Was pisać/mówić tak, jak mówiłby na co dzień, a niekoniecznie formalnym, eleganckim angielskim.

Tyle ode mnie na dziś. Dajcie znać, jakie jest Wasze zdanie w kwestii uczenia się slangu, wulgaryzmów czy języka potocznego? Potrzebne to, czy nie? Sekcja komentarzy czeka na Wasze przemyślenia i doświadczenia!

Lubisz? Udostępnij:
RSS
Facebook
Google+
http://englishake.pl/2017/05/11/slang-po-angielsku/
Twitter