Warzywa po angielsku czyli…wpis za karę
Dziś temat typowo słownikowy. Traktuję go jako karę dla siebie. Historia jest taka, że uczę się holenderskiego, więc męczę te słówka, katuje niemiłosiernie. I chciałam komuś coś powiedzieć o przepisie na sałatkę w PIETRUSZKĄ po angielsku, i za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć tej pietruszki po angielsku. Przyszła mi do głowy nawet po holendersku (peterselie, jeśli jesteś ciekaw), który jednak znam tylko tak sobie, a po angielsku nic. I w tę i w tamtę i nic, żadnego śladu pamięciowego. I serio, musiałam sprawdzić w słowniku. A wstyd tak piekł w duszę, że postanowiłam zadać sobie pokutę i przygotować wpis: warzywa po angielsku. Za karę. Dla utrwalenia (to może jednak w takim razie w nagrodę?).
Pietruszka to oczywiście parsley. No przecież wiedziałam!
Pominęłam te najbardziej oczywiste, myślę, że ziemniaka i pomidora już ogarniacie. Ale wybrałam takie, które pojawiają się w mojej kuchni, więc domyślam się, że w Waszych też. Sorry za wężymorda, to akurat fanaberia, nie mogłam się oprzeć. Zwłaszcza, że serio miałam kiedyś przyjemność wężymorda spróbować, więc uznaję, że znam.
Łapcie fiszkę i fru, do warzywniaka ćwiczyć angielski!
A swoją drogą…
A swoją drogą, to chciałam Wam przypomnieć, żeby nie pomijać w nauce tych słówek, których NA PEWNO NIGDY NIE UŻYJECIE. Aha. Historia zna parę takich przypadków i już sto tysięcy razy Wam już to mówiłam – jeśli nie zaczniesz się uczyć trudniejszych słówek, to NIGDY nie zaczniesz ich używać. A coraz większy słównik, to coraz więcej możliwości wykrywania niuansów w wypowiedziach, które słyszycie. Ale to też większa swoboda w wyrażaniu własnych odczuć i myśli. Bo przecież o ileż precyzyjniejszy jest komunikat „Czuję się jakby mnie pociąg potrącił”, niż tylko „Czuję się źle”, prawda? Zatem: do roboty!
Jeśli jesteście ciekawi moich własnych przygód pod hasłem „To słówko NIGDY MI SIĘ NIE PRZYDA”, to poczytajcie moje poprzednie wpisy, na przykład ten, w którym opowiadam ze szczegółami, jak NIE UCZYĆ SIĘ słówek 😉.