Największy grzech w nauce angielskiego – czy Ty też masz go na sumieniu?

błędy w nauce angielskiego

Wracam!

Powracam wreszcie z mojej krótkoterminowej emigracji i zabieram się z powrotem do regularnych wpisów (jeeeej!). Wkrótce przygotuję Wam jakiś wpisik zainspirowany moim pobytem w Holandii. Wcześniej jednak polecam gorąco mój wcześniejszy wpis o tym, dlaczego Holendrzy tak dobrze mówią po angielsku (i co możemy od nich ściągnąć, żeby mówić tak samo dobrze!). Widziałam też w statystykach (tak, akurat na śledzenie Waszych poczynań w moich progach zawsze znajdę czas, nawet na końcu świata!), że wyjątkowo interesują Was ostatnio wpisy o radzeniu sobie z angielskimi czasami. Na przykład: podobieństwa między angielskimi czasami a polskimi konstrukcjami gramatycznymi, ćwiczenia na czasy teraźniejszy no i oczywiście hit hitów, czyli mój supersexy algorytm wyboru czasów. Dlatego w moim kalendarzu wpisów na najbliższy czas zaplanowałam kilka kolejnych postów o czasach, więc z pewnością będziecie zadowoleni! Ale wpierw… błędy w nauce angielskiego!

ĆWICZENIA NA CZASY TERAŹNIEJSZE

Największe błędy w nauce angielskiego

Zatem do rzeczy! Początkowo przymierzałam się do napisania całej listy, w której wypomnę wszystkie błędy w nauce angielskiego, które popełniacie i które ja sama kiedyś popełniałam. Ale kiedy zaczęłam robić elegancki spis przeróżnych błędów, które powszechnie popełniają uczący się języków, to zdałam sobie sprawę, że one wszystkie sprowadzają się do jednego Największego Grzechu. U każdego może on przyjmować odrobinę inną formę oraz osiągać różne nasilenie. Ale suma sumarum, zazwyczaj chodzi o to samo. I od razu uprzedzam, nie spodoba Wam się to, co przeczytacie dalej

Mnóstwo razy słyszałam od różnych ludzi, że są kiepscy z angielskiego. I że ich przypadek jest wyjątkowy, bo już tyle razy próbowali i z tyloma różnymi nauczycielami, że to w ogóle nie ma sensu i nigdy się nie nauczą. Nie zliczę, ile razy (strzelam, że 9 na 10 przypadków, sorry, moi drodzy uczniowie, właśnie zamierzam Was wydać!) słyszałam na pierwszej lekcji coś w stylu: Nie no, spoko, zacznijmy lekcje, ale nie zdziw się, jeżeli w ogóle nic mi nie będzie szło i nie będzie żadnych postępów… albo tak: A w ogóle, to się nie przestrasz, bo jestem NAPRAWDĘ kiepski z angielskiego, że w ogóle wstyd, ledwo cokolwiek potrafię powiedzieć, nic nie umiem, głupi jestem.

Masakra z tymi ludźmi, słuchajcie. M-A-S-A-K-R-A. Jeszcze przez pierwsze lata starałam się w takich sytuacjach udawać, że słyszę to pierwszy raz. Bo może rzeczywiście akurat Ty właśnie jesteś tym najtrudniejszym przypadkiem w mojej karierze. Bo wiecie, przecież zazwyczaj to każdy na pierwsze zajęcia już przychodzi z arsenałem 10000000 słów, które zna i prosi tylko o przypomnienie, jak to było z tą inwersją stylistyczną. A! No i mówi z akcentem rodem z Londynu. Jednak w tym z pozoru niewinnym stwierdzeniu kryje się właśnie największy grzech w nauce angielskiego. Grzech polegający na: PRZYZWOLENIU SOBIE NA LENISTWO!

Dlaczego to jest najgorszy grzech?

Słuchajcie, jeśli już na wstępie ktoś zakłada, że mu nie wyjdzie, to oczywistym jest, że….mu nie wyjdzie! Absolutnie nie ma takiej możliwości, aby pracować i ćwiczyć i nie mieć ŻADNYCH postępów. Nie ma. Jest ewentualnie szansa na nierealistyczne oczekiwania i trudności w sprostaniu zbyt wysoko postawionym celom. Na przykład, jeśli ktoś ledwo ledwo duka i postanawia w pół roku zdać Profa, no to rzeczywiście może się nie udać, bez względu na ilość włożonej pracy. Ale jeżeli jesteście w miarę osadzeni w rzeczywistości i potraficie REALNIE postawić sobie cel i na niego pracować, z pewnością zobaczycie postępy. Może się tak zdarzyć, że osiągnięcie celu wydłuży się w czasie, albo cel będzie osiągnięty połowicznie. Ale kluczem jest to, że jeśli rzeczywiście się ten angielski ćwiczy (z sensem!), to w końcu stanie się on lepszy.

Strasznie nie lubię więc, kiedy ktoś marudzi, że mu nie wychodzi, ale zapytany o to, co zrobił, aby było lepiej, odpowiada, że a) nie miał czasu (bo praca, bo szkoła, bo dzieci, bo impreza…), b) nie wiedział co albo jak, c) w sumie to nic i nawet nie jest mu głupio (to jest najgorszy typ!). No to ja nie mam więcej pytań! Prawda jest taka, że w dzisiejszych czasach wszyscy mamy mało czasu. Taki life. Ale trzeba się na coś zdecydować! Jeżeli już postanawiacie płacić pieniądze za swoją naukę, albo nawet jeśli uczycie się sami w domu (do czego nieustająco zachęcam! Obczajcie mój plan samodzielnej nauki od podstaw i dla zaawansowanych!), ale nie zamierzacie w związku z tym pracować, to… po co? Szkoda czasu i nerwów.

Prawda jest taka, że na powtórki i ćwiczenie angielskiego wcale nie trzeba poświęcać nie wiadomo ile czasu. Trzeba mieć tylko pomysł na to, plan i…rzeczywiście to robić! I to na tym większość z Was polega. Robi plan albo kupuje kurs i na tym kończy samodzielne ćwiczenie języka. W takich okolicznościach, to ja się wcale nie dziwię, że nie ma postępów. Nawet najlepszy kurs i najlepszy lektor nie zrobią za Was roboty. I możecie uważać wtedy na inne błędy w nauce angielskiego i ich unikać, ale jeśli nadal będziecie się lenić i czekać na cud, to nic się nie wydarzy.

Kwestia talentu…

Zaraz ktoś mi tu na pewno krzyknie, że guzik prawda, bo niektórzy po prostu nie mają talentu do języków. Strasznie nie lubię tego zasłaniania się talentem, albo jego brakiem! Pisałam o tym zresztą przy okazji opowieści o tym, jak to sama się uczyłam angielskiego. Myślę, że każdy z Was doskonale o tym wie. Osoba z mniejszymi predyspozycjami do języków, ale pracowita osiągnie więcej, niż zdolny, ale leniwy. Jakoś zawsze uważałam, że angielski jest jednak bardziej podobny do matematyki niż do plastyki czy muzyki (gdzie przecież niby ten talent jest kluczowy, co?). No bo spójrzcie chociażby na szyk zdania – osoba – czasownik – reszta zdania. Zawsze! Formułowanie pytań, przeczeń w poszczególnych czasach, zdania warunkowe…przecież to wszystko są wzory! Cóż ma do tego talent? Już prędzej zgodzę się, że koncentracja uwagi i pamięć, ale o talencie proszę mi tu kitów nie siać.

Podsumka

Dlatego jeżeli ktoś mnie pyta o najczęstsze błędy w nauce angielskiego, to uparcie powtarzam to samo. Największym błędem jest oczekiwanie efektów bez włożenia odpowiedniej ilości pracy. Jeżeli wiecznie nie macie czasu na to, żeby zrobić powtórkę słówek, albo poczytać po angielsku, albo chociaż posłuchać czy pooglądać głupie filmiki w internetach po angielsku, to jakim cudem Wasz angielski miałby się poprawiać? Bez regularnej pracy NIC się nie wydarzy.

Gorzej. Nawet jeśli kiedyś Wasz angielski był fantastyczny, ale go nie używacie, to on będzie się pogarszał. Nie ma możliwości, żeby było inaczej. Bez względu na to, na jakim jesteście poziomie, jeśli przestaniecie regularnie ćwiczyć i pracować, to Wasz angielski będzie się pogarszał. Tak się dzieje u wszystkich, bez wyjątku. Ale też z drugiej strony, oznacza to także, że bez względu na to, na jakim poziomie jesteście, Wasz angielski zawsze da się poprawić. Może ta poprawa nie będzie spektakularna, może nie przyjdzie szybko, ale jeśli będziecie pracować, to przyjdzie.

Słowem podsumowania. Niedługo koniec roku i zapewne Was także dopadnie okres podsumowań i jednocześnie planów i postanowień noworocznych. Jeśli nauka angielskiego gdzieś tam na tej liście postanowień miałaby się pojawić, to mam prośbę. Niech to nie będzie mój angielski się poprawi, bo SIĘ nic nie zrobi. Proponuję jednak będę pracować i poprawię swój angielski. Aby to osiągnąć, będę robić [co konkretnie?], w [jakie dni? kiedy?]. Wtedy przestanie Was interesować pytanie o błędy w nauce angielskiego, bo zwyczajnie, nie będzie takiej potrzeby!

Powodzenia!

Lubisz? Udostępnij:
RSS
Facebook
Google+
http://englishake.pl/2017/11/20/bledy-w-nauce-angielskiego/
Twitter